Niedawno przekazano mi niezwykle cenne zdjęcia z czasów okupacji hitlerowskiej. Na jednym z nich uwieczniono Żołnierza niemieckiego i czterech Polaków na schodach prowadzących do klasztoru. Kolejne zdjęcie to prawdziwy rarytas dla historyka, bowiem niemiecki fotograf zarejestrował fakt częściowo uszkodzonego przez pożar dachu klasztoru.
Natychmiast postanowiłem dowiedzieć się na ten temat czegoś więcej, ale nikt z obecnie żyjących pobiedziszczan nic nie wiedział. Zdjęcie jednak nie dawało mi spokoju. Pozostał jeszcze Karol Górski, który również interesuje się i pisze na temat swego rodzinnego miasta. Okazało się, że było to strzał w dziesiątkę, ponieważ on wcześniej dotarł do zapisków siostry Antoniny Zaleskiej – zakonnicy, która całą okupację hitlerowską spędziła w tym klasztorze.
Dzięki uprzejmości Karola mogę ich treść przekazać czytelnikom „Zeszytów Pobiedziskich”. Należy jeszcze dodać, że swój „pamiętnik” siostra Zaleska po wojnie wywiozła do Włoch i zdeponowała w Generalnym Archiwum Zgromadzenia w Rzymie. Oto jego fragmenty (pisownia oryginalna):
– Niepokój, że szpitale na były długotrwałe: i rzeczywiście z każdym szpitalem trzeba było robić nową umowę. Np. Przechodni szpital Artylerii „wykiwał” matkę Zakrzewską: szef obiecał wpłacić czynsz, a potem w nocy, przed zwinięciem szpitala uciekła nie zostawiając żadnych poleceń.
– Szpital już miał się zainstalować, kiedy pożar III piętra powstrzymał od definitywnego osiedlenia się lotników (luty 1940). W między czasie miał miejsce „putsch” antyhitlerowskiej na Pomorzu, w który wplątany był jeden z przyjaciół-generałów siostry Werhahn i uznany za zdrajcę został skazany. Wtedy m. de Schell „ofiarowała” Polską Wieś na służbę Wehrmachtu, który zainstalował „Rezerwelazalet”
– Dokładnie zostały rozgraniczone pomieszczenia dla zakonnic, którym zarezerwowano „klasztorek” z krużgankiem, na parterze kaplica z dojściem korytarzami i sale przylegające do krużganku. W suterenach refektarz i korytarze prowadzące do klasztorku. Jednak wojna z Rosją spowodowała ścieśnienie zakonnic: trzeba było oddać cały parter dużego domu i refektarz sióstr dla „Frontlazeret”. Jeśli chodzi o posiadłość: wydzierżawiło się gospodarstwo i pole wojsku, administrowała matka de Schell pod kontrolą Oberstelszahlmristra. Dzierżawa obejmowała też służbę polską, która mieszkała w zabudowaniach gospodarczych, co zapewniało in ludzkie traktowanie i względne bezpieczeństwo przed wywózką oraz środki utrzymania. Matka de Schell zarezerwowała dla klasztoru kurnik, pszczoły i kawałek warzywniaka oraz kawałek parku przed klasztorkiem, by zapewnić siostrom minumum swobody.
– Pożar domu. Już kilku oficerów i lekarzy w Luftwaffe było w Polskiej Wsi, kontrakt z siostrami Niemkami ułożony, chodziło już tylko o wycofanie się oddziału artylerii. W przeddzień chcieli uczcić swego szefa libacją z alkoholem, w obfitości. Spać poszli około 10 w nocy – dom w ogniu. Otoczony kordonem policji, by nie dopuścić tłumu. Przerwana łączność elektryczna, popękały rezerwuary z wodą. Żołnierze zrywali dach, by nie dopuścić do rozszerzenia się pożaru. Przełożona wyniosła Najśw. Sakrament do domku ogrodnika, skąd zabrał go proboszcz. Ugaszono pożar dopiero rano. Siostra Zabeo telefonowała do prezydenta miasta Poznań, oskarżając go, że nie dba o dobro włoskie – i sam przyjechał – i zobaczył straszny obraz:
– III piętro Zniszczone, dachu tylko stropy. Oskarżono osobą też policję, którą Luftwaffe ubiegało w zdjęciu klasztoru. Nie było trudno o wzniecenie pożaru, gdyż na strychu było wiele słomy, która służyła jako posłanie uciekinierom, aby przeznaczonym na wywiezienie. Polakom ubezpieczalnia dała bardzo mało. Luftwaffe nie chciało wziąć na siebie kosztów odbudowy, a generał sprowadziwszy matkę Shell ostentacyjnie podarł umowę. Wehrmacht zobowiązał się dostarczyć materiału do odbudowy, za co otrzymała pozwolenie na przebudowę dostosowaną do potrzeb szpitala. Zaraz rozpoczęła się rozbudowa na III piętrze zniszczonym zrobiono mansardy.
Tadeusz Panowicz