Relacja z wycieczki w okolice Kamionka

Relacja z wycieczki w okolice Kamionka

Dnia 17 grudnia 2023 roku, odbyła się nasza ostatnia w roku wycieczka w okolice miejscowości Kamionek.  Okolice te należą do bardzo malowniczych, ze względu na bogatą rzeźbę terenu. Z tego powodu nazwano je nawet szumnie „Bieszczadami Kłeckimi”. Wraz z grupą uczestników postanowiliśmy sprawdzić czy słusznie.

Z uwagi na porę roku, obawialiśmy się czy pogoda będzie dla nas łaskawa. Uff… Udało się! Po intensywnych opadach śniegu, a potem roztopach, nadszedł co prawda okres szarości, ale za to było stosunkowo ciepło, bez opadów i na spacer w sam raz. Pomimo nieco mniej intensywnej promocji, zjawiło się ponad 25 osób – optymalna liczba. Było też trochę osób miejscowych, co dodatkowo wzbogaciło wycieczkę o informacje z pierwszej ręki. Dziękujemy wszystkim za przybycie!

Przewodnikami po świecie przyrody byli oczywiście członkowie Dzikiego Dziedzictwa, w składzie:  Maciej Jędrzejczak, Barbara Kudławiec oraz Piotr Fonfara. Mieliśmy też wsparcie w postaci miejscowego ornitologa pana Bartosza Krąkowskiego.

Powitanie uczestników i wstępne informacje na temat funkcjonowania naszego stowarzyszenia. Fot. Katarzyna Włoch

Po tradycyjnym wstępie, dotyczącym funkcjonowania naszego stowarzyszenia, ruszyliśmy w drogę. Początkowo szliśmy wzdłuż szosy nie zatrzymując się ze względów bezpieczeństwa, ale mieliśmy okazję przyglądać się pięknie położonemu jeziorku Kamionek, wciśniętemu mocno w otaczający teren. Mijaliśmy, porastające strome zbocza, przepiękne starodrzewy z niemal pomnikowymi dębami i olchami. I w końcu,  stromo opadającą ścieżką, wkroczyliśmy w ten zachwycający las. Intuicja podpowiadała, jak pięknie tu musi być wiosną. Ci, którzy znają lepiej ten teren, tylko potwierdzili domysły opowiadając o wiosennym bogactwie runa z łanami kokoryczy pustej, a nawet okazami lilii złotogłów!

Wchodzimy na teren "Bieszczadów Kłeckich". Fot. Katarzyna Włoch

Maciej Jędrzejczak już na początku postanowił rozprawić się nieco z określeniem „Bieszczady Kłeckie” i przedstawił swój punkt widzenia, udowadniając, że nazwa ta, choć bardzo chwytliwa, nie bardzo pasuje jednak do tych terenów. Nie ma tu przecież ani wzniesień, ani buczyn, nie wspominając o połoninach. Trzeba jednak oddać, że malowniczością i bogactwem przyrodniczym obszar ten wybitnie wyróżnia się w płaskim i głównie bezleśnym otoczeniu.  Gdy tylko ruszyliśmy, Basia Kudławiec wypatrzyła kilka gatunków grzybów, m.in. próchnilca długotrzonkowego i wyjaśniła, że nie zawsze owocnikiem jest to co się wydaje. Wspomniała też, że wiosną znajdowała w tych okolicach rzadką, a ciekawą z wyglądu, piestrzenicę olbrzymią. 

Basia Kudławiec prezentuje próchnilca długotrzonkowego. Fot. Katarzyna Włoch

Nasza trasa prowadziła głównie wokół starego, ponad stuletniego olsu, będącego lasem ochronnym. Obszar taki nie jest jednak rezerwatem i podlega ograniczonej wprawdzie ale jednak, gospodarce leśnej. Wiele osób wyrażało troskę i pewien niepokój o przyszłość tego cennego miejsca. Po drodze mogliśmy przekonać się jak bardzo w ostatnim czasie obniżył się poziom wód, co ma znaczące konsekwencję dla siedlisk przyrodniczych związanych z wodą. Miejscowi z przejęciem opowiadali jak w związku z tym zmienia się krajobraz. Pan Bartosz wskazał nam zbudowaną na drzewie platformę lęgową, zbudowaną dla bociana czarnego, który gnieździł się w tych okolicach, ale ostatnio porzucił te strony, ze względu właśnie na obniżający się poziom wody i zanik dogodnych dla niego żerowisk. Napotkane okazy starych świerków stały się okazją do opowieści o korniku drukarzu i przy okazji o sytuacji w Puszczy Białowieskiej. A pod świerkiem, na szyszkach… No oczywiście, Basia wypatrzyła szyszkówki świerkowe – tworzące drobne owocniki o jadalnych kapeluszach, wyrastające właśnie na takim substracie. Na innych szyszkach widoczne były owocniki innych grzybów (któraś z grzybówek oraz pieniążniczka szyszkowa), ale do zbioru polecane były tylko szyszkówki.

Zestawienie owocników trzech gatunków grzybów pasożytujących na świerkowych szyszkach. Fot. Katarzyna Włoch
Basia zawsze opowiada z entuzjazmem :). Fot. Katarzyna Włoch

Pojawił się też trzęsak pomarańczowożółty, który swą intensywną barwą dodał koloru naszej wycieczce w czasie tej ponurej, szarej, zimowej aury. Ten rzucający się w oczy, galaretowatej postaci grzyb, jest prawdziwą ozdobą tej pory roku, spotykaną na gałązkach dębów. Nie rośnie jednak na drewnie, tylko pasożytuje na grzybni innych grzybów z rodzaju powłocznica. Jedna z dziewczynek znalazła tu też jednego z chrząszczy – biegaczy. Był to najpewniej któryś z szykoni – być może szykoń czarny, albo ciemny. Ale zabrakło specjalistycznego oka w tym temacie. Może ktoś rozpozna ze zdjęcia?

Dębowa "biżuteria", czyli owocniki trzęsaka pomarańczowożółtego. Fot. Katarzyna Włoch
Szykoń robił co mógł aby umknąć sprzed obiektywu. Fot. Piotr Fonfara

W końcu ruszyliśmy dalej. Postanowiliśmy na chwilę przyjrzeć się staremu olsowi, który towarzyszył nam przez większość trasy. Maciej opowiadał między innymi o występujących tu turzycach i objaśniał, czym różnią się od traw. 

Maciej opowiada, reszta słucha. Fot. Katarzyna Włoch (na górze) i Piotr Fonfara (na dole)
Ols z perspektywy turzyc... Fot. Katarzyna Włoch
...i z perspektywy człowieka. Fot. Piotr Fonfara

W końcu dotarliśmy do ustawionego przy leśnej ścieżce krzyża. Jest z nim związana opowieść o nieszczęśliwym wypadku, jakiego jadąc konno, doznał Zbigniew Węsierski, syn hrabiego Albina Węsierskiego, właściciela pobliskiej wsi Zakrzewo. W podzięce za wyzdrowienie syna, hrabia nakazał ustawić w tym miejscu krzyż. Tutaj odbiliśmy w kierunku kolejnego uroczyska, położonego nad rozlewiskami i mokradłami wokół cieku płynącego z okolic Sławna w kierunku Jez. Gorzuchowskiego. Po drodze minęliśmy pomnik przyrody – dąb „Paweł”, upamiętniający niestrudzonego promotora ziemi kłeckiej i miłośnika „Bieszczadów Kłeckich”, miejscowego krajoznawcę, Pawła Występskiego. W tak piękny sposób uczciła pamięć zmarłego grupa jego przyjaciół. W czasie oglądania rozlewisk, mokradeł i młodego olsu, dowiedzieliśmy się, że w tych okolicach znaleziono żółwia błotnego. Nie wiadomo skąd się wziął, ani czy są tu też inne osobniki. Na zakończenie podziękowaliśmy uczestnikom za wspólny spacer i ruszyliśmy w drogę powrotną, na skróty, wzdłuż szosy. Idąc dzieliliśmy się wrażeniami z wycieczki, kontynuując poruszone tematy i zacieśniając świeżo nawiązane znajomości.

Do zobaczenia na kolejnej wyprawie z członkami Dzikiego Dziedzictwa!

Dąb "Paweł". Fot. Piotr Fonfara
Rozlewiska, mokradła, młode olsy - uroczysko w dolinie cieku płynącego z okolic Sławna do Jez. Gorzuchowskiego. Fot. Katarzyna Włoch (na górze) i Piotr Fonfara (w środku i na dole)

Dodaj komentarz